wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 2

   Wyszłam z gabinetu i szłam korytarzem do mojej szafki, gdy ktoś na mnie wpadł. Tak właściwie nie ktoś a Mike.
- Uważaj jak chodzisz.
- Przepraszam.
   Chciałam odejść, ale Mike złapał mnie za rękę.
- Puść mnie.
- Am porozmawiaj ze mną.
- Po co?
- Chcę Cię przeprosić.
- Zastanowię się.
- Nad czym?
- Nad tym czy Ci wybaczyć. A tak w ogóle to zapamiętaj, że to moja szkoła i ja tu ustalam reguły. Jasne? - Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam. -  Wiem jaki jesteś i wiem, że teraz jesteś miły, uczynny i lizus z Ciebie, ale po miesiącu będziesz taki jak dawniej. Musisz wiedzieć, ze nie jestem już tą samą kujonką, która się wszystkiego boi i która siedzi godzinami nad książkami i zakuwa jak nie wiadomo kto. 
- Nie wierzę.
   Już prawie mu przywaliłam, ale powstrzymałam się. Kolejne zawieszenie nie jest mi potrzebne. Odwróciłam się  odeszłam bez słowa.
   To przez niego jestem taka. Gdyby nie on nadal byłabym tą cichą myszką. Czemu ja byłam taka słaba? I czemu taka głupia? 
  
- Idziemy gdzieś?- Spytał Josh. Po ostatniej lekcji.
- Nie. Muszę się spakować. Pamiętasz? Ślub siostry ciotecznej?
- Zapomniałem. Przepraszam.
- Amandy nie będzie.- Powiedział ze smutkiem Zack.
- No nie będzie.- Zaśmiałam się.
- Ale dlaczego musisz jechać już dziś?
- Bo przypominam. Ślub wesele i w ogóle wszystko odbywa się w Anglii. Tam gdzie mieszka moja rodzina, a ja aktualnie mieszkam w Nowym Jorku. Do Londynu jest kawał drogi.
   Zobaczyłam samochód brata. Czy on naprawdę musi mi na każdym kroku przypominać, że jestem dziana? Najwyraźniej tak.
- Dobra muszę lecieć. Będę za wami tęsknić.- Powiedziałam i przytuliłam Zacka, Josha i Miley.- Pa.
  ruszyłam do samochodu, gdy usłyszałam głos Mika. Nie zatrzymałam się nawet. Po chwili siedziałam w aucie brata.
- Hej Jack.
- Cześć Ami. Ten co za tobą leciał to nie jest przypadkiem Mike?
- Jest. 
- I?
- I chce żebym mu wybaczyła.
- Po tym co Ci zrobił. 
- No. Dupek.
- Daj spokój. W końcu to ty mu uwierzyłaś.
- Wiesz, co? Chyba się przejdę.
- Oj przepraszam. Nie chciałem.
- No ja myślę.- Chciałam zmienić temat. - A to z mieszkaniem w Londynie... To już pewne?
- Tak. - Spojrzałam przez okno.- Hej ja też nie jestem szczęśliwy, ale mus to mus. 
- Ale mi nie chodzi o mieszkanie w Londynie tylko o to,że ojciec jedzie tam za jakąś pindą... Kolejną... Czemu on nie może jechać sam? Czemu nie możemy zostać tu i żyć jak dawniej?
- To nasz tata. Chociaż mu odpuść. On się po prostu zakochał. Wiesz,że już słyszę dzwony weselne? - ,, Szybka zmiana tematu"
- Ja też. Tak się cieszę, że w Ally w końcu znalazła szczęście.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz