niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 18

A: Lepiej żebyś wyszedł. - Powiedziałam, gdy odsunął się nie patrząc na niego.
Z: Dlaczego?
A: Po prostu wyjdź. - Chłopak pokiwał głową i wyszedł.
       Gdy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi pobiegłam do swojego pokoju i zaczęłam pakować rzeczy do walizki. Nie zostanę tu. Albo on wyjedzie albo ja. Chwyciłam telefon i wybrałam odpowiedni numer.
O: Słucham?
A: Cześć Oskar. Dacie rade przygotować samolot, żeby dziś był gotowy do wylotu?
O: My mamy nie dać rady? Amanda chyba nas uraziłaś? A mogę wiedzieć, gdzie lecimy?
A: Do Polski.
O: Dobra. O której wylatujemy?
A: Zależy od tego kiedy będziecie gotowi.
O: Dobra to do zobaczenia.
A: Cześć.
    Uciec, zniknąć... Czy ja tylko to potrafię? Tak w sumie to tak. Zeszłam na dół i postawiłam walizkę w korytarzu, poszłam do siebie i wzięłam prysznic, ubrałam się w to. Położyłam się i zasnęłam.
    Obudził mnie telefon.
O: Jesteśmy gotowi.
A: Dobra. Już idę.
    Zadzwoniłam po taksówkę. Wychodząc zostawiłam liścik z wyjaśnieniami. To takie w moim stylu. Najpierw odcinać od siebie wszytkie problemy, a gdy już nie da się udawać, że ich nie ma po prostu uciec. Dobrze, że jest ciemno. Przynajmniej nikt mnie nie widzi.  Chociaż nigdy nie myślałam, że będę uciekać przed miłością. Tak kocham Zayna, ale co z tego? To mój przyjaciel, a przyjaźni nie powinno niszczyć się jakąś zachcianką... Miłość jest zachcianką. Czymś co niszczy nas od środka. Może jak wyjadę to mu przejdzie, a ja... Ja przeżyje bez tej całej miłości.
    Wsiadając do taksówki spojrzałam za siebie. Światło u Zayna się pali... Kurwa wsiadaj. Tak będzie lepiej i dla ciebie i dla niego. Jutro jak zorientują się, że mnie nie ma ja będę tak gdzie nikt mnie nie znajdzie.
Kierowca: Gdzie jedziemy?
A: Na lotnisko.

~~Zayn~~

Z: Hazz nie nasz kluczy do Ami? Jest południe, a ona nie otwiera.
J: Ja mam. Trzymaj. - Jen rzuciła w moją stronę pęk kluczy.
Z: Niech zgadnę. Ten z wielkim A? - Dziewczyna pokiwała głową.
  Wszedłem do willi dziewczyny. Nigdzie jej nie było. Przeszukując dom znalazłem list pożegnalny. 
Z: Cholera. - Walnąłem pięścią w ścianę. Po prostu zajebiście. Wyjechała przez kogo? Przeze mnie. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer dziewczyny. Odebrała po pięciu albo sześciu sygnałach.
Z: Gdzie jesteś?
A: Tam gdzie nikt mnie nie znajdzie.
Z: Am ja wiem jestem głupi, idiotą, ale to nie powód żebyś uciekała. Mogłaś powiedzieć , że nie czujesz tego samego do mnie... Że mnie nie kochasz. Wolę mieć Cię obok jako przyjaciółkę niż nie mieć Cię w ogóle. - Dziewczyna nie odpowiadała. - Amanda?
A: Wiesz gdzie jest problem? - Spytała łamiącym się głosem. 
Z: Nie.
A: Ty jesteś moim problemem. Ty i to co do Ciebie czuje. A ja Cię kurwa kocham. Tylko, że rozum tego w ogóle nie akceptuje.
Z: To posłuchaj serca. - Powiedziałem nadal zaskoczony.
A: Moje serce jest głupie. Nie chcę go słuchać. Co jeśli znów źle wybrało?
Z: Dlaczego?
A: Bo każdy kogo moje serce dopuściło do mnie złamał je na parę kawałków. I nikt go jeszcze nie poskładał. Nie chcę narażać się na kolejny ból... Na kolejną stratę... Jestem zbyt naiwna.
Z: Ja je poskładam. Daj mi szansę. Am powiedz, gdzie jesteś. Pozwól powiedzieć mi to Ci prosto w oczy. Proszę.
A: Nie dzwoń do mnie więcej. Nie będę odbierać. Cześć.
Z: Ami... - Rozłączyła się.

~~Amanda~~

    Odłożyłam telefon na stolik, a z moich oczu popłynęły łzy, które jeszcze przed chwilą zawzięcie powstrzymywałam. Niech płyną. Już mnie to nie obchodzi. Kiedyś łzy były dla mnie oznaką słabości... Porażką. Teraz już nie wiem czym są. Nie wiem kim jestem ja nie wiem co było wczoraj, co będzie jutro. Wiem tylko, że byłam, jestem i będę samotna. Przywykłam do tego. Pogodziłam się z tym i niszcząc samą siebie wybrałam. Kopnęłam w szklany stolik, a po pokoju rozległ się odgłos tłuczonego szkła. Osunęłam się po ścianie. Jestem idiotką i zdaje sobie z tego sprawę. Telefon cały czas dzwonił. 
A: Zayn proszę nie utrudniaj mi tego. - Szepnęłam patrząc na ekran. Na ustach czułam słony smak łez. Pokręciłam głową i rzuciłam urządzeniem w ścianę. Położyłam się na zimnych panelach i zamknęłam oczy. ,, Miałeś się idiotko nie zakochiwać i co?" Z tą myślą zasnęłam.

                                                      ***

    Ciepłe malinowe usta na moich. Kruczoczarne włosy, w których zatopiłam rękę by przyciągnąć chłopaka bliżej. Idealnie wyrzeźbione ciało, które badałam drugą ręką tak jak ustami badałam jego usta. Delikatne dłonie jedna w moich długich włosach, druga na moich plecach. Wszystko w nim jest perfekcyjne. Pasujące do siebie. Przerwał na chwilę pocałunek z głośnym westchnieniem i posłał mi uśmiech. Kolejna perfekcyjna rzecz. ,,Kocham Cię" Szepnął patrząc na mnie tymi swoimi idealnymi oczami. ,, Najbardziej na świecie." Poczułam jego usta znów na moich, a pod plecami miękkie łóżko.

                                                    ***

    Obudziłam się i rozejrzałam po pokoju. Nie nadal jestem w Polsce. Nadal jestem sama. Nadal w swoim pokoju. Nadal za oknem widzę wysokie drzewa odgradzające mnie od cywilizacji. Nadal mam na sobie bluzkę ubrudzoną już zaschniętą krwią, którą miałam na sobie, gdy zasypiałam. Nadal wyglądał jakbym uciekła z planu ,,The walking dead", gdzie miałam grać zombi. Nadal w moim sercu jest wielka dziura, której sama nie załatam, a śnienie o Zaynie każdej nocy wcale mi nie pomaga. Sprawia tylko, że mam coraz mniej sił by tu siedzieć i ,,leczyć się" z miłości do niego. Wstałam niechętnie z łóżka i poszłam do łazienki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądam masakrycznie. Podkrążone, czerwone od płaczu oczy, usta poranione nagminnym przygryzaniem warg, potargane i przetłuszczone włosy. Reszta mnie nie wyglądała wcale lepiej. Pocięte nadgarstki ukryte pod luźną bluzą. Tylko dresy i trampki na nogach wyglądały tak jak kiedyś... No może poza kilkoma ciemnymi kropkami na spodniach w miejscach, gdzie zaschnęła krew. Jeszcze dwa tygodnie temu gdyby ktoś powiedział mi, że kiedyś będę wyglądać jak wrak człowieka zaczęła bym się z niego śmiać, a dziś to jak wyglądam to nic w porównaniu z tym co dzieje się w moim sercu i w mojej głowie. Westchnęłam i ściągnęłam z siebie bluzę. Spojrzałam na żyletkę leżącą na umywalce. ,,Nawet o tym nie myśl!" skarciłam się w myślach, zdjęłam z siebie resztę ubrań i weszłam pod prysznic. Jak ja nie chcę wychodzić do ludzi, ale kończy się jedzenie i piwo. Mus to mus. Gorąca woda trochę mnie rozbudziła i rozluźniła spięte mięśnie. Jakiś czas później wyszłam spod prysznica, owinęłam się szczelnie ręcznikiem i przeszłam do garderoby. Dobrze, że choć niektóre rzeczy są takie same, moje pokoje w Polsce i w Londynie są identyczne. Założyłam pierwsze lepsze rurki, koszulę w kratę i trampki. Zeszłam na dół. Wzięłam torebkę i kluczyki i wyszłam z domu zamykając go na klucz. Skierowałam się do czarnego Land Rovera, który stał na podwórku, odpaliłam auto i skierowałam się do najbliższego miasta, które było 10 minut drogi od miejsca, gdzie przebywałam.

K: Czemu taka ładna dziewczyna tak się smuci? - Spytała mnie z ciepłym i o dziwo szczerym uśmiechem kasjerka.
A: Nie smucę się, po prostu... - Uciekłam od swojej miłości. Jedynej szansy na szczęście. Chcę tylko płakać i krzyczeć. Oczy bolą mnie od płaczu, gardło od krzyczenia. Chciałam wrzasnąć i znów się rozpłakać, ale zamiast tego powiedziałam spokojnie. -  Ta pogoda mnie dobija.
K: Mnie też. Tylko pada i pada. Pomimo tego powinnaś uśmiechać się do świata i robić mu na przekór dziecko. Posłuchaj mnie żyje nie od wczoraj i wiem, że jak życie stawia na twojej drodze jakąś przeszkodę to tylko po to by sprawdzić jak silna jesteś. Razem będzie 59.20. 
A: Proszę. - Powiedziałam wręczając kwotę kasierce.
K: I pamiętaj kochana, że zawsze możesz liczyć na osoby, które Cię kochają.
A: Dziękuje za radę. Do widzenia.
K: Do widzenia.

~~Zayn~~

Z: Przecież ktoś kurwa musi wiedzieć, gdzie oba jest. Nie rozpłynęła się do cholery.
H: Zayn uspokój się.
D: Obudzisz Katy. - Powiedział brat Amandy, który siedział na kanapie ze spuszczoną głową.
Z: Twoja siostra jest nie wiadomo gdzie, robi nnie wiadomo co, a ty przejmujesz czy twoja córeczka się obudzi. Współczuje jej takiej rodziny.
D: Jest dorosła. Martwię się o nią. To oczywiste, ale jest dorosła. Potrafi o siebie zadbać. Wiem to. Ami nie lubi jak ktoś się o nią martwi. Miała powód, żeby się tam schować.
Z: Ty wiesz, gdzie ona jest?
H: Wszyscy, którzy ją znają wiedzą. - Powiedział wyglądając przez okno.
Z: I nie wpadłeś na to żeby mi powiedzieć?
H: Drake ma rację. Miała powód. Musi odpocząć. Co prawda nigdy nie była tam tak długo.
D: Ona po prostu musi odpocząć. Albo jest gdzie indziej. 
Z: ,,Jestem tam, gdzie nikt mnie nie znajdzie." - Powiedziałem, a Drake spojrzał na Harrego na co ten pokiwał głową.
D: Jest w swoim azylu. W Polsce. W lesie mamy dom, gdzie lubi się zaszywać, gdy ma wszystkiego dość. Mama z Adamem są w Polsce. Mogę zadzwonić do nich. Na pewno sprawdzą czy tam jest.
Z: A co jeśli jej nie ma?
D: To zrobiła to co zawsze chciała. Uciekła od bólu... Albo się zabiła. - Powiedział przykładając telefon do ucha.

~~Amanda~~

   Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi i szklana butelka wyśliznęła mi się z ręki, a po panelach rozpłyną się brązowy płyn. W drzwiach stał Adam.
Adam: Wszyscy się o ciebie martwią. - Powiedział i podszedł do mnie, objął mnie, a ja wtuliłam się w niego jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką, a on przychodził do mnie w nocy i przytulał, bo bałam się potworów spod łóżka. - Już dobrze. Możesz się wypłakać.



____________________________________________________

10 kom - next

http://ask.fm/KrolowaZannie

Jakieś pytania odnośnie bloga, pytaj śmiało :-)


wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 17

A: Nie dotykaj mnie.
Marcus: Oj Kicia. - Powiedział chłopak przyciągając mnie bliżej siebie.
A: Daj mi spokój. Nie mam dziś humoru.
M: Mała daj już spokój. - Westchnął łapiąc mnie za pośladek, przyciskając do ściany i całując. Zaśmiałam się cicho. - Powiem Ci, ze taka reakcja nawet mi się podoba. 

~~ Zayn ~~

     Leżałem na łóżku i patrzyłem jak Ami zabawia się ze swoim chłopakiem. Położył ją na łóżko, cały czas całując po szyi. Wyszedłem z pokoju. Nie chciałem na to patrzeć. Zaczęli spotykać się dzień po tym jak wróciliśmy z jej domku czyli dwa tygodnie temu... I od tego dnia jak tylko widzę ją chcę się odwrócić i iść  jak najdalej, żeby tylko nie zobaczyła jak boli mnie to, że jest szczęśliwa... Beze mnie... A jak widzę go to aż mnie ręka swieżbi. Nigdy nikomu tak bardzo nie chciałem przywalić. Tak. Jestem zazdrosny i to cholernie tylko nie do końca wiem czemu... Przecież Amanda to tylko przyjaciółka... Kocham ją jak siostrę... A może nie tylko jak siostrę... Może to coś więcej... Sam nie wiem, ale wiem, że nie oddam jej temu idiocie. Od razu widać, że jakiś kryminalista...
    Skierowałem się w stronę willi dziewczyny i usłyszałem jej krzyki... Przed chwilą się całowali, a teraz się kłócą? Wszedłem na górę i zobaczyłem jak Marcus przyciska Ami do ściany, a ona płacze.
A: Puść mnie. - Powiedziała przez łzy.
M: Zrobię to co chcę o Cię puszczę. Mała nie denerwuj się.
A: Dotknij mnie, a obiecuje, że tego pożałujesz. - Powiedziała, a Marcus tylko się zaśmiał.
M: Albo jesteś ślepa albo jesteś głupią suką. Jakbyś nie zauważyła to ja mam nad tobą przewagę. - Już miałem tam iść, ale facet wciągnął z sykiem powietrze i puścił Ami. Dziewczyna złapała go za tył koszulki i pociągnęła do siebie.
A: Przypominam Ci, bo chyba zapomniałeś, że nawet z związanymi rękami jestem lepsza od ciebie. A i, że mogę do Ciebie strzelić w obronie własnej. Próbowałeś mnie zgwałcić. - Wykręciła mu rękę. - Przeproś i wypierdalaj zanim zmianie zdanie i zadzwonię na policję. - Popchnęła go w stronę drzwi.
M: Pieprz się. Każdemu dajesz dupy więc nikt by nie uwierzył, że tego nie chciałaś.
A: Wyjdź stąd. Po prostu idź sobie.
M: To jeszcze nie koniec.
A: Wiem. Ktoś w końcu musi Ci porządnie przemówić do rozsądku.
M: Chyba...
Z: Ami chyba Cię o coś prosiła. Wypierdalaj. - Przerwałem mu i wskazałem na drzwi.
M: Kolejny kochaś? - Amanda przewróciła oczami.
A: Weź skończ, dobrze?
M: Jak ty się skończysz pieprzyć z kim popadnie, to ja Cię zostawię w spokoju,
A: Jak mi dasz spokój to Cię gówno będzie obchodziło z kim się pieprzę.
M: I tak będziesz suką.
A; Uważaj na słowa. - Warknęła, a Marcus dostał z liścia i to mocno, bo policzek miał czerwony. - I wyjdź, bo przestanę być miła.
M: Tak i co mi zrobisz?
A: Ja? Nic. Pamiętasz miałam być grzeczną dziewczynką.  - Dziewczyna uśmiechnęła się słodko i zatrzepotała rzęsami. - Ale taki na przekład Jack albo Zeke nie należą do grzecznych, a dla mnie zrobią wszystko.
M: Myślałem, że Zeke jest w więzieniu. - Powiedział chłopak, a z jego twarzy zszedł chamski uśmiech i zniknęła część jego pewności siebie.
A: Wyszedł za dobre sprawowanie czy coś. Tak więc albo wyjdziesz albo... - Wyciągnęła telefon i wybrała numer.
M: Nie musisz. Już idę.
A: No to dowiedzenia.
M: Tak, tak. - Odwrócił się i wyszedł.
A: Przepraszam za niego. To skończony idiota, a ja chyba jestem na nich skazana.
Z: Daj spokój. Nie masz za co przepraszać. I może nie jesteś na nich skazana.
A: Na idiotów? Wiesz mi jestem. Trochę tu nabałaganił. Może chodź na dół.
Z: Spoko.
A: Chcesz kawy? Herbaty? - Spytała idą przodem do mnie.
Z: Nie. Wiesz ja nic nie chcę mówić, ale zaraz się wywalisz.
A: Dam radę.
Z: Skoro tak uważasz.
A: Ja nie uważam. Ja to wiem. Siadaj. Ja pójdę zrobię sobie herbatę. Na pewno nic nie chcesz?
Z: Nie.
A: Okey.

~~ Amanda ~~

Z: Nie chce mi się tam samemu siedzieć.
A: A czy ja Cię wyganiam? - Spytałam chłopaka, który oparł się o blat szafki.
Z: No przecież tak mnie nie lubisz.
A: Nieprawda. Ja Cię nienawidzę, a to różnica. - Powiedziałam wypinając mu język.
Z: Aha... - Odwrócił się do szafki i czegoś w niej szukał. - A już się bałem, że to nie ta.
A: Czego szukasz?
Z: Mąki, ale już znalazłem.
A: Po co Ci mąka?
Z: Po nic. - Powiedział i dmuchnął w moją stronę białym proszkiem.
A: Oddaj to. - Powiedziałam śmiejąc się.
Z: Bo co mi zrobisz?

Z: Wiesz, ze jesteś brudna?
A: A ty wiesz, że mąka się z ciebie sypie? - Powiedziałam mierzwiąc mu włosy. W odpowiedzi Zayn złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
Z: Z ciebie też. - Roztrzepał mnie.
A: Zabije Cię.
Z: Najpierw musisz mi się wyrwać.
A: Potrafię więcej niż ci się wydaje.
Z: I za to Cię kocham.
A: Wszyscy mnie kochają. - Zaśmiałam się, a on spoważniał.
Z: Kto powiedział, ze kocham Cię tak jak oni wszyscy?
A: A nie? - Spojrzał mi w oczy.
Z: Nie tak jak oni. Inaczej. - Stanęłam jak wryta.
A: Chcesz powiedzieć, że...
Z: Że Cię kocham. - Powiedział i schylił się, po czym pocałował mnie.


_______________________________________________________

10 kom - next