wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 3

~~ Następny dzień ~~
  Siedziałam w samolocie fochnięta na ojca.
- Ej mała uśmiech.- Powiedział Jack. -Wreszcie zobaczysz Gemmę, Hazzę, ciocię Anne i resztę rodziny.
- I Jen.- Uśmiechnęłam się. - Dawno się nie widziałyśmy, a to moja najlepsza przyjaciółka.
- No właśnie.. Poza tym wiem, ze bardziej podoba Ci się w Londynie niż w NY.

- Nie prawda.

- Prawda i Mike się odczepi. -Powiedział, a mi uśmiech znikł z twarzy. Wszystko wróciło... To jak kiedyś byliśmy zakochania... A raczej ja byłam...

  Wyszłam z sali jako ostatnia. No, ale kujoni tak mają. Wyszłam z budynku szkoły i przeczytałam esa od Mika. Uśmiechnęłam się. Nadal w to nie wierzę. Chodzę z najładniejszym chłopakiem w szkole. Ja kujonica, która nic tylko by siedziała w szkole i uczyła się. Mike jest różnił się ode mnie bardzo, ale to bardzo. Był bad boyem, za którym szalały wszystkie dziewczyny w szkole. Właśnie mijałam zakątek, w którym zazwyczaj palili w czasie przerw... Nie znosiłam tego miejsca, gdy usłyszałam głos Mika i jakiejś dziewczyny. Nie lubiłam podsłuchiwać, ale to było dziwne.
- Przecież ty masz dziewczynę.
- Amandę? 
- Tak.
- Dziwię się, ze mi uwierzyła tym bardziej, że uwierzyli inni. Nie podoba mi się. Chodzę a nią tylko po to by mieć od kogo ściągać. - Powiedział i pocałował Katrine, a mi do oczu napłynęły łzy. Odwróciłąm się i pobiegłam zapłakana do domu.
  Od razu pobiegłam do pokoju, a za mną Jack.
- Co jest? - Spytał łapiąc mnie za nadgarstek i przytulając do siebie.
- Mike mnie nie kocha... On mnie wykorzystuje....
- Przestań płakać. On nie jest tego wart. -Pokiwałam głową.
- Mogę iść do siebie?
- Idź.
   Następnego dnia mieliśmy ważny test, z którego ocena byłą połową oceny rocznej. Udawałam, ze nic wczoraj nie słyszałam i o niczym nie wiedziałam. Gdy Mike pytał mnie o odpowiedzi podawałam mu błędne. Wiedziałam, ze się wkurzy, ale miałam to gdzieś.
   Tego samego dnia, którego podano wyniki Mike całej szkole rozpowiedział, że bawię się barbie i śpię z miśkiem, co oczywiście było plotką. Na chemii wezwany do odpowiedzi na tablicy napisał, ze jestem jeszcze dzieckiem itp. 
  Przez tydzień nie chodziłam do szkoły, aż w końcu się przełamałam. Zawsze byłam dziwną osobę i nikt naprawdę nie wiedział o mnie wszystkiego. Nikt poza rodziną i Jennifer.
  Czas pokazać na co mnie stać. Ubrałam się w to i poszłam do szkoły. Już na wejściu czułam, że wzrok każdego spoczywa na mnie, ale nie obchodziło mnie to. Przechodząc obok Mika i jego kumpli usłyszałam tylko jak mówi.
- Zakład, ze będzie moja? - Jaka z niego świnia. 
  Olałam go i poszłam do swojej szafki. Wypakowałam nie potrzebne książki i poszłam na lekcje. Usiadłam w ławce obok Mika, a ten zaczął do mnie podbijać... Biedaczyna.
- Amanda Parker.- Wyczytała moje nazwisko.
- Niestety jest.- Wszyscy w klasie spojrzeli na mnie. - Co? W życiu człowieka nie widzieliście. Wielkie zdziwienie, bo kujonica zniknęła. Szczerze to nigdy jej nie lubiłam.

  I tak oto jak stałam się wredną suką bez uczuć.



wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 2

   Wyszłam z gabinetu i szłam korytarzem do mojej szafki, gdy ktoś na mnie wpadł. Tak właściwie nie ktoś a Mike.
- Uważaj jak chodzisz.
- Przepraszam.
   Chciałam odejść, ale Mike złapał mnie za rękę.
- Puść mnie.
- Am porozmawiaj ze mną.
- Po co?
- Chcę Cię przeprosić.
- Zastanowię się.
- Nad czym?
- Nad tym czy Ci wybaczyć. A tak w ogóle to zapamiętaj, że to moja szkoła i ja tu ustalam reguły. Jasne? - Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam. -  Wiem jaki jesteś i wiem, że teraz jesteś miły, uczynny i lizus z Ciebie, ale po miesiącu będziesz taki jak dawniej. Musisz wiedzieć, ze nie jestem już tą samą kujonką, która się wszystkiego boi i która siedzi godzinami nad książkami i zakuwa jak nie wiadomo kto. 
- Nie wierzę.
   Już prawie mu przywaliłam, ale powstrzymałam się. Kolejne zawieszenie nie jest mi potrzebne. Odwróciłam się  odeszłam bez słowa.
   To przez niego jestem taka. Gdyby nie on nadal byłabym tą cichą myszką. Czemu ja byłam taka słaba? I czemu taka głupia? 
  
- Idziemy gdzieś?- Spytał Josh. Po ostatniej lekcji.
- Nie. Muszę się spakować. Pamiętasz? Ślub siostry ciotecznej?
- Zapomniałem. Przepraszam.
- Amandy nie będzie.- Powiedział ze smutkiem Zack.
- No nie będzie.- Zaśmiałam się.
- Ale dlaczego musisz jechać już dziś?
- Bo przypominam. Ślub wesele i w ogóle wszystko odbywa się w Anglii. Tam gdzie mieszka moja rodzina, a ja aktualnie mieszkam w Nowym Jorku. Do Londynu jest kawał drogi.
   Zobaczyłam samochód brata. Czy on naprawdę musi mi na każdym kroku przypominać, że jestem dziana? Najwyraźniej tak.
- Dobra muszę lecieć. Będę za wami tęsknić.- Powiedziałam i przytuliłam Zacka, Josha i Miley.- Pa.
  ruszyłam do samochodu, gdy usłyszałam głos Mika. Nie zatrzymałam się nawet. Po chwili siedziałam w aucie brata.
- Hej Jack.
- Cześć Ami. Ten co za tobą leciał to nie jest przypadkiem Mike?
- Jest. 
- I?
- I chce żebym mu wybaczyła.
- Po tym co Ci zrobił. 
- No. Dupek.
- Daj spokój. W końcu to ty mu uwierzyłaś.
- Wiesz, co? Chyba się przejdę.
- Oj przepraszam. Nie chciałem.
- No ja myślę.- Chciałam zmienić temat. - A to z mieszkaniem w Londynie... To już pewne?
- Tak. - Spojrzałam przez okno.- Hej ja też nie jestem szczęśliwy, ale mus to mus. 
- Ale mi nie chodzi o mieszkanie w Londynie tylko o to,że ojciec jedzie tam za jakąś pindą... Kolejną... Czemu on nie może jechać sam? Czemu nie możemy zostać tu i żyć jak dawniej?
- To nasz tata. Chociaż mu odpuść. On się po prostu zakochał. Wiesz,że już słyszę dzwony weselne? - ,, Szybka zmiana tematu"
- Ja też. Tak się cieszę, że w Ally w końcu znalazła szczęście.


piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 1

- Czego się gapisz? - Spytałam nowego chłopaka ze szkoły. Jak ja nie znoszę nowych.
- Nie widział jeszcze tak ładnej dziewczyny.- Powiedział Josh obejmując mnie. Zaczęłam się śmiać, zamknęłam szafkę i razem z Joshem poszliśmy do naszej paczki.
- Siema. - Powiedział Zack przybijając piątkę Joshowi
- Gdzie Mil? - Spytałam rozglądając się za przyjaciółką.
   Dobra, przyznaje przy przyjaciołach jestem inna... Łagodniejsza. Oni mnie znają i wiedzą co mnie ukształtowało i jaka jestem. Że dla wszystkich mogę być wredną suką, która nikogo nie szanuje, ale oni są dla mnie ważni. Taka jestem nikt mnie nie zmieni. Nawet na to bym normalnie się do kogoś odezwała trzeba naprawdę się postarać. U mnie najpierw zdobywa się szacunek, a dopiero potem można mówić, że jesteśmy koleżeństwem... Ale przynajmniej wiem, kto się stara, bo naprawdę chce się przyjaźnić, a kto po prostu lubi kasę moich starych. Raczej nikt nie starał by aż tak tylko dla kasy.
   Właśnie zobaczyłam Miley, gdy zadzwonił dzwonek oznajmujący rozpoczęcie lekcji. Matematyka ,, Matka nauk" według mnie to ,, Nauka diabła". Westchnęłam i poszłam do odpowiedniej sali. Nie śpieszyło mi się. Po drodze zaszłam jeszcze do łazienki i poprawiłam włosy. Weszłam do klasy 10 minut po nauczycielu.
- Widzę, że panna Parker raczyła dotrzeć na lekcje. Siadaj.- Powiedziała ta larwa od maty.
   Zrobiłam głupią minę, a cała klasa zaczęła się śmiać. Ja zignorowałam ich poszłam do swojej ławki. Usiadłam, położyłam nogi na ławce. Nauczycielka zignorowała mnie. Przyzwyczaiła się już, że choćby dwoiła się i troiła to ja i tak będę zachowywała się po swojemu. 
    Właśnie tłumaczyła klasie temat, gdy do klasy wszedł nowy chłopak.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie, ale nie mogłem znaleźć klasy.
- Nic się nie stało. Dzieci... -Zwróciła się do nas, a ja jej przerwałam.
- Ładnie to tak mówić o sobie i to jeszcze w trzeciej osobie?- Cała klasa zaczęła się śmiać... Cała oprócz nowego.
- Paker po lekcji zostajesz w kasie.
- Chyba śnisz.
- Jeszcze słowo, a idziesz do dyrektor.
- Spoko. Już idę. -  Powiedziałam i zaczęłam wstawać.
- Siadaj i się nie odzywaj!- Zołzie zaczęła pulsować żyłka na czole. Usiadłam powstrzymując się od śmiechu. - O czym to ja? A tak. Więc to jest Mike. Wasz nowy kolega. - Zwróciła się do chłopaka. - Mike proszę usiądź z panną Parker. - Tylko ja siedziałam sama.
   Chłopak usiadł obok i wyją książki. Spojrzał na mnie.
- Cześć Am.
- Skąd wiesz jak mam na imię? - I wtedy go poznałam, po głosie i po oczach. Po tych zdradzieckich oczach idioty. Spojrzałam w drugą stronę.
- Ami, proszę. Daj mi drugą szansę.
- Wal się.
- Czy ja wam przeszkadzam? - Spytała mnie i Mika matematyczka.
- Nie koniecznie, możesz kontynuować.
- Do dyrektora Parker. - Powiedziała. Wytrzymała dziś dłużej niż zwykle.
   Wyszłam z klasy i poszłam do gabinetu dyrka.
- Witam Amando. - Powiedział mężczyzna.
- Dobry.
- Co znowu zrobiłaś?
- Ja? Nic, to ta babka się na mnie uwzięła.
- Amando.
- Mam ją przeprosić?
- Tak.
- I się poprawić?
- Tak.
- Cudu nie obiecuje.
- Ja nie chce cudu. Ja chcę  tylko, żebyś nie trafiała tak często do mojego gabinetu.
- Spróbuję.
- To się ciesze.
  Dyro to był jedyny starszy, z którym rozmawiałam jak równy z równym. On mnie rozumiał i nie naciskał. Czegokolwiek bym nie zrobiła on stanął po mojej stronie. Po prostu był spoko.