piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 1

- Czego się gapisz? - Spytałam nowego chłopaka ze szkoły. Jak ja nie znoszę nowych.
- Nie widział jeszcze tak ładnej dziewczyny.- Powiedział Josh obejmując mnie. Zaczęłam się śmiać, zamknęłam szafkę i razem z Joshem poszliśmy do naszej paczki.
- Siema. - Powiedział Zack przybijając piątkę Joshowi
- Gdzie Mil? - Spytałam rozglądając się za przyjaciółką.
   Dobra, przyznaje przy przyjaciołach jestem inna... Łagodniejsza. Oni mnie znają i wiedzą co mnie ukształtowało i jaka jestem. Że dla wszystkich mogę być wredną suką, która nikogo nie szanuje, ale oni są dla mnie ważni. Taka jestem nikt mnie nie zmieni. Nawet na to bym normalnie się do kogoś odezwała trzeba naprawdę się postarać. U mnie najpierw zdobywa się szacunek, a dopiero potem można mówić, że jesteśmy koleżeństwem... Ale przynajmniej wiem, kto się stara, bo naprawdę chce się przyjaźnić, a kto po prostu lubi kasę moich starych. Raczej nikt nie starał by aż tak tylko dla kasy.
   Właśnie zobaczyłam Miley, gdy zadzwonił dzwonek oznajmujący rozpoczęcie lekcji. Matematyka ,, Matka nauk" według mnie to ,, Nauka diabła". Westchnęłam i poszłam do odpowiedniej sali. Nie śpieszyło mi się. Po drodze zaszłam jeszcze do łazienki i poprawiłam włosy. Weszłam do klasy 10 minut po nauczycielu.
- Widzę, że panna Parker raczyła dotrzeć na lekcje. Siadaj.- Powiedziała ta larwa od maty.
   Zrobiłam głupią minę, a cała klasa zaczęła się śmiać. Ja zignorowałam ich poszłam do swojej ławki. Usiadłam, położyłam nogi na ławce. Nauczycielka zignorowała mnie. Przyzwyczaiła się już, że choćby dwoiła się i troiła to ja i tak będę zachowywała się po swojemu. 
    Właśnie tłumaczyła klasie temat, gdy do klasy wszedł nowy chłopak.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie, ale nie mogłem znaleźć klasy.
- Nic się nie stało. Dzieci... -Zwróciła się do nas, a ja jej przerwałam.
- Ładnie to tak mówić o sobie i to jeszcze w trzeciej osobie?- Cała klasa zaczęła się śmiać... Cała oprócz nowego.
- Paker po lekcji zostajesz w kasie.
- Chyba śnisz.
- Jeszcze słowo, a idziesz do dyrektor.
- Spoko. Już idę. -  Powiedziałam i zaczęłam wstawać.
- Siadaj i się nie odzywaj!- Zołzie zaczęła pulsować żyłka na czole. Usiadłam powstrzymując się od śmiechu. - O czym to ja? A tak. Więc to jest Mike. Wasz nowy kolega. - Zwróciła się do chłopaka. - Mike proszę usiądź z panną Parker. - Tylko ja siedziałam sama.
   Chłopak usiadł obok i wyją książki. Spojrzał na mnie.
- Cześć Am.
- Skąd wiesz jak mam na imię? - I wtedy go poznałam, po głosie i po oczach. Po tych zdradzieckich oczach idioty. Spojrzałam w drugą stronę.
- Ami, proszę. Daj mi drugą szansę.
- Wal się.
- Czy ja wam przeszkadzam? - Spytała mnie i Mika matematyczka.
- Nie koniecznie, możesz kontynuować.
- Do dyrektora Parker. - Powiedziała. Wytrzymała dziś dłużej niż zwykle.
   Wyszłam z klasy i poszłam do gabinetu dyrka.
- Witam Amando. - Powiedział mężczyzna.
- Dobry.
- Co znowu zrobiłaś?
- Ja? Nic, to ta babka się na mnie uwzięła.
- Amando.
- Mam ją przeprosić?
- Tak.
- I się poprawić?
- Tak.
- Cudu nie obiecuje.
- Ja nie chce cudu. Ja chcę  tylko, żebyś nie trafiała tak często do mojego gabinetu.
- Spróbuję.
- To się ciesze.
  Dyro to był jedyny starszy, z którym rozmawiałam jak równy z równym. On mnie rozumiał i nie naciskał. Czegokolwiek bym nie zrobiła on stanął po mojej stronie. Po prostu był spoko.



1 komentarz:

  1. Super i Next prosze =)
    Zapraszam też do mnie

    http://and-stay-with-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń